Do kościoła w Boguszycach obfitującego w renesansowe polichromie trafiłem pierwszy raz dopiero w tym roku. Chociaż nie jest to dalej niż 100 / 50 kilometrów od zwykłych miejsc mojego zamieszkania. I choć niezliczoną liczbę razy przejeżdżałem nieopodal. Ale lepiej - jak to mówią - późno niż wcale. Na dodatek byłem tam już trzy razy, nadrabiając stracony czas.
Do innego takiego obiektu udało mi się dotrzeć nieco wcześniej, bo w zeszłym roku, co to za chwilę przestanie być zeszłym a zacznie zaprzeszłym. A przy tym znajdującego się dużo mniej po drodze (mojej).
Obiektem tem analogicznym jest kościółek pod wezwaniem świętego Leonarda w b. miasteczku Lipnica Murowana.
Zbudowany w drugiej połowie XV wieku, stanowi tym samym jeden z najstarszych zabytków sakralnego budownictwa drewnianego, tym samym budownictwa drewnianego, a tym samym i budownictwa. Wiąże się to z faktem, iż jego substancja jest oryginalna i niepodmieniana. Nie to, co te japońskie świątynie sprzed wieków, które co kilka sezonów buduje się na nowo.
Jest to kościół cmentarny, tym samym znajduje się poza b. miasteczkiem Lipnicą Murowaną, a ściślej poza jej b. murowanymi murami, gdyż takim elementem mogło się ongiś ono pochwalić.
Z zewnątrz skromny, choć nie aż tak, jak boguszycki, również wysokospiętrzony na gotycką modłę, do tego wyposażony w tzw. soboty, czyli rodzaj krużganków wokół.
Wewnątrz posiada zestaw polichromii, ciekawy, choć nie aż tak, jak boguszycki. Malowidłom na stropie dodaje powagi fakt, że są jeszcze średniowieczne, ujmuje zaś to, że są patronowe, czyli - jakbyśmy dziś powiedzieli - od szablonu. W Boguszycach zaś wszystko jest hand-made.
Ściany zdobią, a raczej wykorzystują, malowidła późniejsze, z różnych okresów.
Cenne gotyckie tryptyki nie zachowały się - na szczęście tylko w świątyni. Można je oglądać bowiem w Najpiękniejszym Muzeum, o którym mam nadzieję nadać kiedyś krótki tekst.
Kościół w Lipnicy udało się bez problemu zwiedzić, dotknąć i powąchać, dzięki istnieniu małopolskiego Szlaku Architektury Drewnianej. Szlak ów jest latem obsługiwany przez umyślnych pracowników, tj. panie, które do zabytków wpuszczają i mogą coś na ich temat ciekawego zeznać.
Spójrzmy zatem na wybór z fotopatrzenia na drewniane wnętrza malowane.
Dusze.
Pierwsze znane wyobrażenie turysty-fotoblogera. Tutaj jak raz w towarzystwie anioła i szatana.
PAMIĘTAY NA SZMIERCZ.
Dziś ludzie raczej na śmierć zapominają...
Memento mori!
Tym optymistycznym akcentem kończę i całuję Was w co chcecie.
Zamurowało mnie z wrażenia.
OdpowiedzUsuń:-)
Usuńparadoksalnie przeważa tam tradycyjna zabudowa drewniana (niestety ostatnio poddawana procesowi nikczemnienia zanego modernizacją).
Dusze przezajefajne! Całość zresztą też robi wrażenie bardzo bardzo.
OdpowiedzUsuńto znaczy, tuszę, że to są dusze.
UsuńW Murowanej Lipnicy
OdpowiedzUsuńTańcowali... polichromie?
a żebyś wiedział, bo gdyż legenda miejscowa głosi, że zbójcy zamknięci za pokutę w kościele w jedną noc pokryli ściany malowidłami.
Usuńprzynajmniej coś takiego jednym uchem złowiłem. ;-)
Gdyby zamknięto grupę współczesną, zapewne też zasprejowałaby całe pomieszczenie.
Usuńwspółczesną? wymalowaliby kwadraty na kwadratowym tle.
UsuńDzięki istnieniu małopolskiego SzAD-u z opisanym przez Ciebie rozwiązaniem, zwiedziłem swego czasu drewniany kościół w Mogile z gotyckim drewnianym (!) portalem.
OdpowiedzUsuńdługii ten szlak, trudno przejść w jeden dzień.
UsuńTak. Dusze szą szuper! Ktoś je wyprowadził z uderzeń sztolarskiego młotka? (bo to chyba nie są sęki)? Trochę jak wypatrywanie demonów w okleinie z czeczoty lub wróżenie kształtów z obłoków.
OdpowiedzUsuńdemony z czeczotki to Twój patent, czy bardziej ogólny?
UsuńNie sądzę, że mój. Ja to zobaczyłem u kumpla w starej szafie. Wzory oklein układały się jak w psychoteście z plamą atramentu - teście Chacha cha. I to chyba głównie dlatego biegają demony w tym patencie.
UsuńZrzucę szafę telegrafem na mojego (Twojego) bloga ku ilustracji.
wyłożę zatem i mój demon.
Usuń