9 lutego 2015

Hedgehog's Skin

Taki kącik tu kiedyś zaprowadziłem, w którym umieszcza się co efektowniejsze utwory klawesynowe. No trudno. Nie chcesz, nie jedz.
W cyklu ukazały się dotąd: „Vertigo” Pankracego Royera i „Tambourin” Jana Filipa Rameau. Imiona tłumaczone na nasz. Dziś z innej beczki wyciągam śledzia.
W utworze, o którym mowa, również efektownie skrzy się piórkiem szarpany instrument. Ale nie jest on (utwór) tak leciwy, jak dwa poprzednie, przeciwnie, całkiem nam współczesny. Czy należy zaś do muzyki klasycznej? Trudno zawyrokować jednoznacznie.

Autorem jest Wim Mertens, belgijski komponista, który uwiecznia się na płytach idących w dziesiątki. Ja osobiście - otrzymawszy pewną ich pecynę od kolegi, który je zbierał - przyswoiłem sobie tylko dwie: Maximizing the Audience z 1985 i 11 lat późniejszą Jardin clos. Problem w tym, że wciąż nie mam oryginałów. Tylko te kradzione... Jakoś nie zadbałem o nadrobienie tego braku obracając się w rejonach zamieszkania kompozytora. Spośród kilkudziesięciu płyt Mertensa część przypomina wymienione przyswojone, czyli są w nich rozmaite instrumenty i głosy w manierze minimalistycznej, inne zaś zawierają muzykę na fortepian i głos solo autora. Tym głosem jest kontratenor, czy inny tam po prostu falset, a więc nie da się ich słuchać. To nie uchodzi.

Utwór z płyty Jardin clos nosi nazwę „Hedgehog's Skin” (a więc „Skóra jeża”. Nawiasem mówiąc, nie chcesz wiedzieć, jak wygląda skóra jeża. Drugim nawiasem mówiąc, to osobliwe, że zwierzę, które po polsku - i w innych językach - ma jakąś własną nazwę, po angielsku nazywa się „wieprz z żywopłotu”. Doprawdy. Trzecim nawiasem mówiąc, daje się w moim mieście zaobserwować ostatnimi czasy wysyp jeży. Latem kilka tych poczwar latało po najbliższej okolicy.).

Wchodzi on, jak i reszta płyty, oraz duża część twórczości jego autora, do nurtu homogenizowanego minimalizmu. Czyli właśnie ni to muzyka klasyczna, ni to popularna, bo niewątpliwie zaleca się o słuchacza, ni to co. Zresztą nieważne, gdyż należy - szczególnie jego pierwsza część - do jednych z najszczęśliwiej prowadzonych melodii, o bardzo powabnym kroju, takich, od których może chcieć się żyć. A zaczyna się od fortepianu, dopiero pod koniec kompozycja zyskuje na dramaturgii, zagęszcza się i tam też pojawiają się błyskotliwe rulady klawesynowe, będące pretekstem do dzisiejszego wpisu. Wszystkiemu zaś towarzyszą głosy damskie i mężczyźniane w typowym dla minimalistyki ujęciu anielskiej błogości, nie bez pewnej wszak ekspresji.

Słuchać.


Idę spać, bo cały dzień leciałem przez mąkę, a potem przez kaszę.


87. Wim Mertens - Jardin clos


13 komentarzy:

  1. Pisało że zamknięte? To poco się pchał? Teraz tylko skóra została. A rekwijem jakieś takie...
    Łzy nie uroniłem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczerze mówiąc, to pierwsza część jest taka, jakby to ująć, ładna, ale niezobowiązująca. Faktycznie, dopiero gdy klawesyn zaczyna brzdąkać, robi się fajniej. W ogóle tęsknię trochę za czasami, gdy np tuzy rocka progresywnego i nie tylko wstawiały takie nietypowe instrumentarium do swoicn nagrań (np Yes "Madrigal"). No tak, ale teraz nie ma tuzów...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tuzów nie ma, ale podaż na rynku jest tak ogromna, że na pewno interesujące wykorzystanie klawesynu się znajdzie gdzieś (akurat żaden konkretny przykład nie przychodzi mi do ucha). ;-)

      Usuń
  3. Wysłuchałem.
    Gdybyś nie znał, a był zainteresowany dwupakiem Elżbiety Chojnackiej z kawałkami kompozytorów współczesnych na klawesyn - służę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czemu nie? znam płytę "Energy" Elżbiety Chojnackiej z kawałkami kompozytorów współczesnych na klawesyn, ale jest pojedyncza.

      Usuń
  4. Mogę napisać niewiele - niemojabajka w skrócie, zbyt repetytywna i mało emocjonalna żeby mnie wciągnąć głębiej. Tym niemniej klawysyn!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak jak napisałem - nie chcesz, nie jedz. niemniej, wystarczy to odsłuchać pięć razy pod rząd, a zaczyna samo w głowie grać: pam - pamparapam pam pam, pamparapam pam pam...

      Usuń
  5. Chyba mię, jednak, nie porywa - klawesyn nie jest moim najulubieńszym instrumentem - ale nie będziesz się tym przecież przejmował, prawda?
    .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. już nie żyję. już popełniłem se puku z ogromnej rozpaczy.
      a co jest Twoim najulubieńszym instrumentem?

      Usuń
    2. Och, odwoluje zatem, gotowam sklamac, aźeby cie przy źyciu zachować! Mój ci on ulubiony, klawesyn, jest!

      Usuń
  6. Chcę, jem, mojabajka. Dziękuję za polecenie, wgryzę się głębiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tu masz menu:
      http://en.wikipedia.org/wiki/Wim_Mertens#Discography
      ;-)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...