Ponieważ szalenie modne jest ostatnio w blogostrefie pokazywanie miejskich kolejek linowo-terenowych, nie mogę pozostać w tyle. Prezentuję zatem kijowski „Фунікулер”. Ponadstuletni. Na chodzie.
Nie jechałem. Gdy się tak zastanowić, wychodzi jednoznacznie, że podróżowałem takim środkiem lokomocji tylko na Gubałówkę, i to bardzo dawno temu. Chyba jeszcze w XIX wieku. Ale jest to jedno z moich najwcześniejszych wspomnień. „Krzywy” wagonik i towarzyszący wkraczaniu weń niepokój intelektualny...
Prawie jak San Francisco...
OdpowiedzUsuńno, tam też nie jechałem...
UsuńDziś można wyskoczyć rano do Budapesztu, przejechać się taką kolejką i wrócić tego samego dnia ;)
OdpowiedzUsuńdziś to chyba już nie zdążę.
UsuńLubić, i jeździć jak jest okazja.
OdpowiedzUsuńPS. "O, jak w kościele", tak mi się skojarzyło na dzień dobry :-)
"windą do nieba".
UsuńTakim funikulerem żem jeszcze nie jechał. Znaczy, takim dizajnerskim.
OdpowiedzUsuńnasze kolejki liniaste też były opakowane w dizajnerskie futerały, tylko się im z lekka wytarły. o:
Usuńtak było
tak jest
Chyba nie w mojej blogosferze, albo przegapiłam. Ale i tak bardzo dziękuję, pewnie nie dotrę tam nigdy, a przynajmniej pooglądam sobie. Na pocztówkach rzadko pojawiają się takie rzeczy, a to błąd!
OdpowiedzUsuńto "szalenie modne" to raptem dwa wpisy, ale wpisałem się swoim wpisem w ów mikrotrend ;-)
Usuńpocztówki... to w ogóle jeszcze jakieś są? pewnie tak, ale mają z programów graficznych obowiązkowo nakładane ramki, napisy i w ogóle mistrzostwo fotoszopa. :-)
Mógłbyś zalinkować te z tych dwóch wpisów, których nie znam?
UsuńJuż znalazłem.
UsuńFun miałeś, widzę, ale gdzie ten kuler (cooler?)?
OdpowiedzUsuńcooling zapewniły wkrótce masy chłodnego powietrza ze Wschodu.
UsuńW Neapolu są cztery. Ale w ogóle we Włoszech musi ich być kupa, przypadkiem trafiliśmy na jeszcze jeden. W Orvieto system jest następujący: po wyjściu ze stacji kolejowej przechodzi się tylko przez wąską ulicę do funikularu, który kursuje co kwadrans. Bezpośrednio przy górnej stacji funikularu, parę metrów od drzwi jest przystanek autobusu, który jeździ do Piazza del Duomo, blisko, ale jeszcze pod gorę. Autobusik rusza co kwadrans, kursy są skomunikowane z funikularem. W drodze na dół wygląda to tak: o 11.55, 12.10, 12.25, 12.40, 12.55 itd. odjeżdżasz autobusikiem, o 11.58 itd. wysiadasz przy funikularze, przechodzisz paręnaście metrów, do czytnika w bramce wkładasz oczywiście ten sam bilet co w autobusie, łącznie za 1,30 euro, o 11.59 jesteś już na pokładzie, o 12.00 funikular rusza, o 12.05 jesteś na dworcu.
OdpowiedzUsuńno, pięknie, pięknie. tak, tak - zazdrościmy Ci tych Orwietów.
UsuńNa zdrowie!
UsuńTo jak kaplica, nie stacja...
OdpowiedzUsuńO, i widzę, ze nie tylko ja miałam skojarzenie;)
A swoją drogą, Gubałówka to też moje pierwsze skojarzenie/wspomnienie, potem to juz chyba tylko te napowietrzne, ja wiem..?Są u nas inne naziemne?
Zdjęcia mi się podobają.
Nawiasem albo peesem - byłam przekonana, ze komentarz stosowny daawno zamiesciłam, a tu popatrz, nie;(
skleroza/alzheimer/blogger?
Ikroopko, tydzień czekałem na ten komentarz. teraz już mogę spokojnie blogować dalej.
Usuńinna naziemna jest w Krynicy, jeszcze inna na górze Żar koło Żywca.
No, popatrz, to zupełnie jak ja - bez Twojego komentarza nie da rady:(
UsuńTo idę teraz skomentować następny Twój post, a potem zajmę się spokojnie swoim:)
Dzięki za info/przypomnienie.
Jest piękna! W Kijowie byłam tylko raz.Szkoda, bo dawno temu.
OdpowiedzUsuńO.
lepszy raz i dawno, niż nigdy, jak ja w Argentynie.
Usuń