18 grudnia 2017

Wizyta w Veere

Dziś - jako że wkroczyliśmy w zimę jesieni - zapraszam do słonecznego, zielonego od drzew i wody Veere.
Znajdujemy się w Zelandii. Starej. A więc nie tak daleko, w porównaniu z Nową.

Znasz Veere? No jasne, że nie. Bo to nie jest jakiś przesławny cel wędrówek. Ja też nie znałem Veere, aż go zaznałem. Miasteczko jest urocze. Można rzec - skrajnie gemütlich, pardon, gezellig.

Zapraszam, akurat mamy piękny dzień sierpniowy.


Typowa niderlandzka Gemütlichkeit, pardon gezelligheid. Nota bene firanki.


Patrzymy na zabytkowy ratusz, w stylu charakterystycznym dla szeroko rozumianej okolicy (północ Europy).


Szabla światła między ratuszem a domami.


Typowy element niskoziemskiego pejzażu - most wzwodzony. Tutaj: most królowej Beatrycze (było to jeszcze przed abdykacją). Od mewek ojsrany.


Widok rynku. O, zgrozo! Drzewa! Jak to?! Przegapili dotację unijną na wycięcie i wykostkowanie??
A gdzie multimedialna fontanna?!


Nieodzowny kerk.


Nawet garaż jest tu jakże gemütlich, pardon, gezellig.


Widziemy bramę nad nadbrzeżem. Miasto było portowe. I jest nadal, choć portowość jest sportowa.


Typowe okiennice. I inne staroświeckie zdobienia.


Nadbrzeże sportowe.


Dzielni veerzańscy młodociani zejmani. A może przyjezdni. A może przepływni.


Oszczędnością i pracą Holendrzy się bogacą. No i handlem, co tu dużo mówić.


Gemütlich uliczka. Pardon, gezellig.


Refleksja natury ogólniejszej (z dedykacją dla mądrych niewiast):
Holandia słynie - od jakiejś, lekko licząc, setki lat - ze swej awangardowej architektury. Haczyk jednakże tkwi w tym, że przejawy tej architektonicznej awangardy - wobec zachowania się tam setek takich Veerów - są jak rodzynki w cieście, cieście tradycyjnego antropopejzażu. Sensem zaś ciasta jest samo ciasto, rodzynki są dodatkiem, niekoniecznym, a nawet nie każdy je sobie ceni. Stąd więc próby przeszczepiania awangardy holenderskiej proweniencji na np. nasz grunt przyrównać można do próby stworzenia gówna z rodzynkami. 


Czym jeszcze, poza arcykorzystnym wyglądem zewnętrznym, odznacza się Veere?
Tutaj działał - aż zmarł - lokalny twórca, Adrianus Valerius (pochodzenia francuskiego). Poeta, historiopisarz, kompilator, kompozytor itd. - jak to bywało wówczas w modzie. Znany mi jest wyłącznie z jedynie jednej kompozycji, songu La Boree zamieszczonego na płycie "Praetorius - Dances from Terpsichore". Michael Praetorius był z kolei niemieckim (pochodzenia śląskiego) kompozytorem, kompilatorem i teoretykiem, a "Terpsichore" to zbiór tańców renesansowych jego kompozycji lub kompilacji. Jeden z tych tańców bazuje na wyżej wspomnianym songu, stąd i on sam, dla porównania, pojawia się na płycie.

Pieje Lena Hellström-Färnlöf, grają lutnie z zespołu Westra Aros Pijpare (pochodzenia szwedzkiego).
Ostrzegam: melodia niezwykle chwytliwa!








8 komentarzy:

  1. Nie jestem pewna czy ten tekst jest dla mnie, ale garaż z pewnością wymiata. A same rodzynki to faktycznie nie za bardzo. Już lepiej winogrona.
    Melodia obleci - taka trochę renesansowa - widzę tańczącego Zygmunta Augusta z którąś tam żoną - może być ta z Litwy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. właśnie, kto by jadł same rodzynki?

      a historia Zygmunta Augusta i żony z Litwy - bardzo smutna...

      Usuń
    2. Życzę Pięknych i Wesołych Świąt.
      :-)

      Usuń
    3. dziękuję, wzajemnie.

      Usuń
  2. Pan Adrian ładnie i ryneczek zadrzewiony ładnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wysłuchaj 20 razy i Adrianus nie opuści Cię NIGDY.

      Usuń
    2. Wysłuchałem 19 razy i teraz się trochę boję, że niechcący włączę jeszcze raz. A są jednak czasem w życiu takie chwile, kiedy chciałoby się być zupełnie samemu.

      Dobrych Świąt, przy okazji!

      Usuń
    3. ...na przykład w Wigilię.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...