W internecie tak naprawdę nic nie ma.
stud. M.B. 1997
W internecie jednak wszystko jest.
dr M.B. 2007
Powyższe cytaty pochodzą od naszego wybitnego przyjaciela. Dzieli je, jak widać, dziesięć lat pomiędzy. Oraz tyleż od ostatniego. Zdania te zostały wygłoszone bez bezpośredniego związku między sobą, wygłaszacz najprawdopodobniej w ogóle nie pamięta, że je wygłaszał. Ale ja mam taką cechę, że gdy mi ktoś coś powie, to zapamiętuję, często wraz z okolicznościami, w jakich miało to miejsce. Jest to, nawiasem mówiąc, odwrotnie proporcjonalne do wagi tych informacji...
No więc zapamiętałem te dwie wygłoszone X lat po sobie opinie, z których druga w zabawny sposób zanegowała pierwszą. Być może też obie są prawdziwe: w 1997 "nic" w internecie nie było, dekadę potem już rzeczywiście "wszystko". Oczywiście, są to uogólnienia i dużo zależy, czego kto szuka itd. - wiadomo.
Co do mnie, to przeczytałem już cały internet i jeśli coś w nim piszę, to po to, by mieć co czytać.
Przy okazji - nikt nie przekona mnie, by pisać "Internet" wielką literą.
Około roku temu nieoczekiwanie odnalazłem w instytucji Temidy szpargały dotyczące osobistych przodków warszawskich i, jako ciekawostką, podzieliłem się tym znaleziskiem na złamach zblogu.
Tym razem znalazłem coś osobiście dla mnie ciekawego w internecie. Jest to drobniutki przyczynek do własnej biografii (czyli mojej), a więc jako taki, absolutnie nieinteresujący dla potencjalnego Czytelnika, którego szanuję. Interesująca może być metodologia oraz sentymentalne tło warszawskie sprzed kilku dekad.
Otóż zachowałem we wspomnieniu powrót wieczorową porą (jakby jesienną?) z City (od rodziny?) do naszej siedziby na południowych krańcach miasta. Jeździło się albo "górą", albo "dołem" - tj. odpowiednio Aleją Niepodległości lub Puławską, albo Wisłostradą, Sikorskiego itd. Tym razem podróż wypadła górą - ulicą Puławską. Przejeżdżając (to znaczy: będąc przewożonym na tylnym siedzeniu samochodu) obok dziwnego domu, znajdującego się po przeciwnej stronie ulicy, odczytałem umieszczone na nim napisy:
"Żywy trup" oraz "Pułapka"!!
Ogarnął mnie głęboki niepokój intelektualny w związku z ich treścią i rad byłem, że udało się oddalać od tego miejsca.
Wytłumaczono mi jednak, że był to teatr i tytuły sztuk, i że nie ma się czego obawiać (hmmm).

miejsce premiery: Teatr Nowy, Warszawa
data premiery: 3 lutego 1980
reżyseria: Wojciech Zeidler
utwór: Pułapka (Andrzej Wydrzyński)
miejsce premiery: Teatr Nowy, Warszawa
data premiery: 20 listopada 1979
reżyseria: Mariusz Dmochowski
afisz ze stron Encyklopedii teatru polskiego
Niestety, encyklopedia nie wskazuje, ile przedstawień poszło, jak długo wystawiano oba dzieła. To już pytanie do znawców - czy zależało to od frekwencji, czy od polityki "wystawienniczej" teatru. "Pułapka" - nie znanego mi dotąd Wydrzyńskiego - z wikibiografii tegoż wydaje się współczesnym kryminałem, więc mogła mieć wzięcie... Załóżmy jednak, że szła rok. A więc może jeszcze na jesieni 1980 - byłby to właśnie ten moment?
Cóż to oznacza dla mnie?
Po pierwsze mam weryfikację, że faktycznie takie utwory grano, mam umieszczenie opisanego epizodu w czasie. A ponadto - dowód, że potrafiłem przeczytać tytuły na teatrze z jadącego samochodu w wieku 5 lat!
(Tyle, jeśli chodzi o tzw. dobre zapowiadanie się...). Jakimi literami były pisane? Tego nie pomnę.
No, chyba że pójdę do Instytutu Teatralnego im. Zbigniewa Raszewskiego i dowiem się np., że grano je po 1981, albo dłużej...
Ktoś życzliwy powie: kto ma czas zajmować się takimi pierdołami? Cóż, jestem aktualnie zachorowany i czuję się trochę jak ten żywy trup...
Mam jeszcze drugą pointę. Poprosiłem via SMS naszego wybitnego przyjaciela, żeby dokończył zwrot, zdanie "W internecie...". A więc na ten rok (dekadę?) mamy:
W internecie - śmiecie.
prof. M.B. 2017