30 lipca 2013
27 lipca 2013
Czyste przemiany
Nowe wciska się na Czyste. U wylotu Tunelowej na Prądzyńskiego w Warszawie stała sobie kamieniczka.
Wtem! Już nie stoi. Będzie tam Tunelowa Residence. Stare musi ustąpić Nowemu, bo takie są odwieczne prawa natury.
Jak powiedział Andrzej Mleczko „Nie ma ludzi niezastąpionych. Ale przede wszystkim nie ma zastąpionych”. To samo tyczy się dzielnic, ulic i domów, jakie znamy. Trudno. Już nie marudzę.
Tylko gdzie sobie teraz walnąć remont kotła?
Wtem! Już nie stoi. Będzie tam Tunelowa Residence. Stare musi ustąpić Nowemu, bo takie są odwieczne prawa natury.
Jak powiedział Andrzej Mleczko „Nie ma ludzi niezastąpionych. Ale przede wszystkim nie ma zastąpionych”. To samo tyczy się dzielnic, ulic i domów, jakie znamy. Trudno. Już nie marudzę.
Tylko gdzie sobie teraz walnąć remont kotła?
Etykiety:
Warszawa
24 lipca 2013
19 lipca 2013
Orłów
Dziś - tylko dla dam Orłów.
Idziemy zaciosem i przemieszczamy się z Soboty dziesięć kilometrów na zachód, w górę Bzury. W ten sposób znajdujemy się w Orłowie, również jak i Sobota, byłym miasteczku. Ba, mieście i to powiatowym. Dawna świetność wyświechtała się jednak dość wcześnie. Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich dokonuje ciekawego porównania mającego zilustrować małe znaczenie Orłowa (choć powiatowego): z miast Ziemi Łęczyckiej w roku 1576 Brzeziny płaciły największy podatek, 271 złotych, sama Łęczyca 207, podczas gdy Orłów... 5 złotych i 12 groszy. Niżej jednak stało jeszcze między innymi miasteczko Łódź, płacące 4 złote...
Ale to nic nie szkodzi, bo przybywających od Soboty, wita taki widok:
Jeśli ktoś nabierze apetytu, może skręcając nieco na północ uźrzeć widok nieco szerszy.
Z tej dawnej skromnej świetności pozostała bowiem w Orłowie tradycyjna trójca: kościół, pałac i gorzelnia.
Kościół pod wezwaniem Bożego Ciała tradycyjnie gotycki, z XV wieku, dość nieźle prezentuje się z zewnątrz. Zwróć uwagę na (pół)okrągłą wieżyczkę, jak ta w Sobocie, tyle że dostawiona nie z boku a do fasady! Również dostawiona do głównej bryły zakrystia przyjemnie się przedstawia. Tu okienko, tam jakieś drzwiczki na stryszek. Fajowsko.
Za kościołem figuruje zaś kapliczka grobowa baronów (sic!) Skarżyńskich.
Wnętrze natentomiast przedstawia się nader skromnie! Prezbiterium przesklepia gotyckie sklepienie gwiaździste, ale nawa jest tak surowa, że nawet papież-Polak na obrazie z lekka się podłamał...
Obok kościoła uświadczyć można wielce zgrabną plebanię w stylu rodzimem, a więc z lat międzywojennych ze wskazaniem na dwudzieste. Ciekawy podcień wejściowy na jednej nodze.
Za plebanią w kipiącej zieleni tonie dawna gorzelnia. Nie działa, bo mało kto pije alkohol.
Drób pomyka po gorzelanym obejściu cało, więc pewnie ta tabliczka to też pamiątka z dawnych lat.
A oto orłowski pałac. Temu pałacu coś się stało. Papież-Polak również tutaj mógłby złapać lekkiego doła.
Opuszczających Orłów odprawia Madonna wysyłająca barwne promienie wstążek, co jest formalnym i spirytualnym uzupełnieniem napowietrznej sieci energetycznej.
Opuszczający Orłów mogą ukoić pobudzone orłowskim zestawem bodźców zmysły, udając się w celu wewnętrznego wyciszenia malowniczą drogą na most nad Bzurą.
A oto ona, sama Bzura. Jak to mówią: łatwiej przeskoczyć niż obejść...
Wyszło i weszło wyjątkowo dużo zdjęć. Następnym razem będzie mniej ale za to... do końca rozprawiających się z Orłowem i jego pozostałą niezwykła zawartością zabytkową, czyli to, co tygrysy dość sobie cenią.
Idziemy zaciosem i przemieszczamy się z Soboty dziesięć kilometrów na zachód, w górę Bzury. W ten sposób znajdujemy się w Orłowie, również jak i Sobota, byłym miasteczku. Ba, mieście i to powiatowym. Dawna świetność wyświechtała się jednak dość wcześnie. Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich dokonuje ciekawego porównania mającego zilustrować małe znaczenie Orłowa (choć powiatowego): z miast Ziemi Łęczyckiej w roku 1576 Brzeziny płaciły największy podatek, 271 złotych, sama Łęczyca 207, podczas gdy Orłów... 5 złotych i 12 groszy. Niżej jednak stało jeszcze między innymi miasteczko Łódź, płacące 4 złote...
Ale to nic nie szkodzi, bo przybywających od Soboty, wita taki widok:
Jeśli ktoś nabierze apetytu, może skręcając nieco na północ uźrzeć widok nieco szerszy.
Z tej dawnej skromnej świetności pozostała bowiem w Orłowie tradycyjna trójca: kościół, pałac i gorzelnia.
Kościół pod wezwaniem Bożego Ciała tradycyjnie gotycki, z XV wieku, dość nieźle prezentuje się z zewnątrz. Zwróć uwagę na (pół)okrągłą wieżyczkę, jak ta w Sobocie, tyle że dostawiona nie z boku a do fasady! Również dostawiona do głównej bryły zakrystia przyjemnie się przedstawia. Tu okienko, tam jakieś drzwiczki na stryszek. Fajowsko.
Za kościołem figuruje zaś kapliczka grobowa baronów (sic!) Skarżyńskich.
Wnętrze natentomiast przedstawia się nader skromnie! Prezbiterium przesklepia gotyckie sklepienie gwiaździste, ale nawa jest tak surowa, że nawet papież-Polak na obrazie z lekka się podłamał...
Obok kościoła uświadczyć można wielce zgrabną plebanię w stylu rodzimem, a więc z lat międzywojennych ze wskazaniem na dwudzieste. Ciekawy podcień wejściowy na jednej nodze.
Za plebanią w kipiącej zieleni tonie dawna gorzelnia. Nie działa, bo mało kto pije alkohol.
Drób pomyka po gorzelanym obejściu cało, więc pewnie ta tabliczka to też pamiątka z dawnych lat.
A oto orłowski pałac. Temu pałacu coś się stało. Papież-Polak również tutaj mógłby złapać lekkiego doła.
Opuszczających Orłów odprawia Madonna wysyłająca barwne promienie wstążek, co jest formalnym i spirytualnym uzupełnieniem napowietrznej sieci energetycznej.
Opuszczający Orłów mogą ukoić pobudzone orłowskim zestawem bodźców zmysły, udając się w celu wewnętrznego wyciszenia malowniczą drogą na most nad Bzurą.
A oto ona, sama Bzura. Jak to mówią: łatwiej przeskoczyć niż obejść...
Wyszło i weszło wyjątkowo dużo zdjęć. Następnym razem będzie mniej ale za to... do końca rozprawiających się z Orłowem i jego pozostałą niezwykła zawartością zabytkową, czyli to, co tygrysy dość sobie cenią.
Etykiety:
Polska,
zabytki staropolskie
15 lipca 2013
Sobota po raz trzeci
Nie samym bowiem kościołem i jego zawartością miejscowość może się pochwalić. Poza tym zabytkiem mamy bowiem zestaw uzupełniający tradycyjną trójcę: pałac i gorzelnię (vide: na przykład Radziejowice).
Pałac rodziny Zawiszów jest zabawnym i oryginalnym zameczkiem neogotyckim, a powstał na miejscu i na piwnicach starszego, renesansowego dworu Sobockich.
Podobno nieruchomość jest na sprzedaż. Może warto się skusić - dojazd teraz dobry, autostrada A-1 już sięgnęła tych terenów od węzła z "dwójką". Niemal idealny środek Polski, a więc wszędzie tak samo blisko.
Przed gorzelnią stoi fajowa maszyna, jak się zdaje parowa, chociaż nie wiem do czego konkretnie służyła.
Do napędzania innych machin gospodarczych?
Pochodzi z piastowskiej Świdnicy!
Nie budynek gorzelni jest jednak najciekawszym obiektem podworskiego folwarku, a fantastyczny spichlerz, czy stodoła. "Architektura niedostrzegana" w pełnej krasie!
Na koniec wracamy przed kościół, na którego teren (Obiekt zabytkowy pod ochroną prawną!) wiedzie przyjemna brama pilnowana przez takiego oto lokalnego Cerbera.


Na planie bardziej współczesnym zaznaczyłem pokazane sobockie obiekty: kościół, pałac, spichlerz. No i wspomniane miejsce po trasie kolejki.
Soboty zwykle przychodzą same, ale do tej akurat warto pofatygować się osobiście.
Etykiety:
architektura,
Polska
11 lipca 2013
7 lipca 2013
Warszawa od tyłu
Trzy lata temu (czy wspominałem coś ostatnio na temat właściwości czasu?) na "Warszawskich zagadkach" opublikowałem wieloczęściową zgadywankę ukazującą wdzięki Warszawy od szczególnej strony.
Wyglądała tak:
Poradzono sobie z nią zaskakująco szybko! Dziś w ramach sentymentalnych wspomnień, odgrzebałem owe kadry ukazujące zagadkowe zagadnienie w szerszym ujęciu. Tylko ostatni - Siłacz - gdzieś mi się zapodział.
Wyglądała tak:
Poradzono sobie z nią zaskakująco szybko! Dziś w ramach sentymentalnych wspomnień, odgrzebałem owe kadry ukazujące zagadkowe zagadnienie w szerszym ujęciu. Tylko ostatni - Siłacz - gdzieś mi się zapodział.
3 lipca 2013
Stacja Modlin
Czas zapierdala jak posolony, i jak się okazuje, to już rok temu z górą odbyłem nadwiślańską welorutę, z której jak dotąd wkroiłem tu tylko materiał o zaskakująco zastanawiającym Smoku (Mochtach). Niesłychane. Wskazówek tego zegara (?) cofnąć się nie da. Jedyne, co się da, to miniony czas przypomnieć na kartach blogu, publikując kolejne powidoki z zeszłego lata.
Na przykład - żeby przejechać się tą trasą, dobrze dojechać z Warszawy do Modlina, po czym odjechać na zachód. Wprzód jednak można zwrócić baczną uwagę na stacyjny budynek.
Jest to jeden z wielu w naszym kraju dworców w styludworcowym dworkowym, jakie powstawały w okresie międzywojennym, kiedy ów styl był niemal oficjalny dla inwestycji państwowych o takiej skali.
Autorem projektu stacji był Romuald Miller, w latach 20. XX wieku szef wydziału budownictwa Warszawskiej Dyrekcji PKP. Albo ktoś z jego zespołu.
Renowacja, nie dość, że wydobyła z ruiny zacny budynek, to jeszcze odznacza się wyjątkową pieczołowitością i kulturą w potraktowaniu swojego przedmiotu. Niemal bezzarzutną.
Oczywiście, jest ona poniekąd zasługą odbyłego się w zeszłym roku turnieju piłkarskiego oraz uruchomienia w Modlinie międzynarodowego lotniska odciążającego warszawskie Okęcie. To tutaj kończą bieg pociągi lotniskowe z centrum stolicy. A zaczynają autobusy. Chociaż jest możliwość adaptacji wyrostka linii działdowskiej prowadzącej do samego aeroportu. Jak zwykle, jest to jednak pieśń przyszłości, i dla stacji modlińskiej - oraz patrzących na nią - sam zysk.
Autor wyraża skruchę z powodu użycia słowa "zapierdala", ale taka jest brutalna prawda o bezlitosnych faktach.
Na przykład - żeby przejechać się tą trasą, dobrze dojechać z Warszawy do Modlina, po czym odjechać na zachód. Wprzód jednak można zwrócić baczną uwagę na stacyjny budynek.
Stacja w Modlinie przeszła wówczas zdumiewającą metamorfozę: z zapuszczonej, opuszczonej, zapomnianej i zamurowanej w wypielęgnowane cacuszko.
Jest to jeden z wielu w naszym kraju dworców w stylu
Autorem projektu stacji był Romuald Miller, w latach 20. XX wieku szef wydziału budownictwa Warszawskiej Dyrekcji PKP. Albo ktoś z jego zespołu.
Renowacja, nie dość, że wydobyła z ruiny zacny budynek, to jeszcze odznacza się wyjątkową pieczołowitością i kulturą w potraktowaniu swojego przedmiotu. Niemal bezzarzutną.
Oczywiście, jest ona poniekąd zasługą odbyłego się w zeszłym roku turnieju piłkarskiego oraz uruchomienia w Modlinie międzynarodowego lotniska odciążającego warszawskie Okęcie. To tutaj kończą bieg pociągi lotniskowe z centrum stolicy. A zaczynają autobusy. Chociaż jest możliwość adaptacji wyrostka linii działdowskiej prowadzącej do samego aeroportu. Jak zwykle, jest to jednak pieśń przyszłości, i dla stacji modlińskiej - oraz patrzących na nią - sam zysk.
Autor wyraża skruchę z powodu użycia słowa "zapierdala", ale taka jest brutalna prawda o bezlitosnych faktach.
Etykiety:
architektura,
cztery mile za Warszawą,
z roweru
Subskrybuj:
Posty (Atom)