Normalnie pokazuję we blogu to, co mi się podoba. Na przykład - zamki. O, właśnie. Może w następnej kolejności pokażę jakiś zamek, kto wie, może zrobił się odrobinę zamkowo?
Ale czasem nachodzi człowieka wyjątek od tej reguły, choćby i częściowy.
Oto zatem zobrazowane przemiany na najbardziej uczęszczanej przeze mnie stacji kolejowej, nie licząc tej, która znajduje się w moim rodzinnym mieście. A więc mogę o niej poniekąd powiedzieć „moja stacja”.
Mowa o stacji Jaktorów, która dla zmylenia przeciwnika nie leży w Jaktorowie, tylko - przeciwnie - w Chylicach. To tu od dawnej linii warszawsko-wiedeńskiej odgałęzia się centralna magistrala kolejowa, która pędzi - jak powiedział człowiek, który przeszedł pieszo wzdłuż niej - „omijając cywilizację” aż po zagłąbie krakowsko-częstochowskie.
Jest to także stacja uwieczniona w wierszu o jakże konkretnie kolejowym tytule „Warszawa Śródmieście - Milanówek godzina 23.42”, przy czym odnotować należy, iż podróż Warszawa Śródmieście - Milanówek akurat Jaktorowa nie objęłaby swoim zakresem. Atoli nie tylko w tym...
Ale to dygresje. Cóż jednak zaszło w ostatnich latach na stacji Jaktorów? Otóż w dobie pendolinizacji kraju, stacja ta przeszła metamorficzne przeobrzuszenie.
Unicestwiono peron wyspowy (zdjęcie 1) i wybudowano niemałym nakładem sił i środków dwa perony boczne oraz przejście podziemne z długaśną rampą (zdjęcie 3 i 4). Zagłada spotkała przy okazji dyżurkę, czy jak nazywa się tam fachowo ów pawilonik między torami. W zamian zafundowano wesoło zieloną wstęgę parkanów-ekranów oddzielających kolej od rzeczywistości.
Zlikwidowano także przejazd drogowy przez tory na przedłużeniu uliczki wiodącej do stacji (zdjęcie 3). Niemałym nakładem sił i środków zbudowano za to w oddali estakadę nad torami. Już żaden zbłąkany samochód nie trafi pod koła pędzącego pendolino, to samo dotyczy pieszych pasażerów...
A jednak czegoś żal... „Czy psychiczna to choroba? Znowu mi się nie podoba!” Być może jest to zdiagnozowany klinicznie zespół fobii wobec jakichkolwiek zmian. Ale jednak peron wyspowy ma w sobie pewną poetykę i nieokreśloność, suspens i potencjał. Przecież można z niego znienacka wsiąść do pociągu w przeciwną stronę, niż się planowało. W przypadku peronów bocznych, trzeba trzymać się biletu i z marszu kierować się bądź w lewo, bądź w prawo. Nie ma wahań i braku samookreślenia kierunku! Jesteś z nami, lub przeciw nam! Separacja! Baczność! Odjazd!
Co jeszcze? Jeszcze nie spotka Cię to, co spotkało raz nas, gdy idąc, zagapiliśmy się na bujające na błękicie nieba gołębie i... zawiesili się w zwis na zamkniętym szlabanie u wejścia na peron wyspowy! (zdjęcie 1).
Jak to? Rów?!
OdpowiedzUsuńHe, he, he.
jak już pisałem: dobre, nie znałem '-)
Usuń... co nie wiedzieć czemu, skojarzyło mi się
OdpowiedzUsuńmuzycznie
;)
maluśka poczekalnia tam jest - tak gwoli ścisłości pozamuzycznej. modernizacja litościwie ją ominęła. a o poczekalni, która już - niestety! - zniknęła z powierzchni ziemi tu:
Usuńhttp://sadrzeczy.blogspot.com/2014/10/trzcinsko-wspomnienie-kolejowo-noclegowe.html
Czasem lubię pokazać na blogu to, co mi się nie podoba. Tak dla odmiany ;)
OdpowiedzUsuńna przykład Kraków.
UsuńA napisałem że Kraków mi się nie podoba? Przecież nawet jest specjalny wpis o tym, jak tam pięknie!
OdpowiedzUsuńwłaśnie.
UsuńAleż to wszystko skomplikowane.
OdpowiedzUsuńIloraz inteligencji co najmniej wysoki trzeba mieć...
:-)
ćwiczenie z gatunku jak napisać coś o niczym. '-)
UsuńJa się cieszę, bo nareszcie można się szybko przedostać na drugą stronę. Wcześniej tu było diablo niebezpiecznie. Nie jest piękniej, ale praktyczniej. Ekrany to choroba całej trasy, tylko Milanówek się postawił i mają niższe oraz ładniejsze.
OdpowiedzUsuńna drugą stronę? nie spieszy się.
Usuń