sad rzeczy
jeszcze jeden niepotrzebny blog
1 września 2024
12 grudnia 2023
31 sierpnia 2022
16 września 2021
Obrazek z czasów Imperium Osmańskiego
- to odpycha padyszacha.
Kapie pot spod pachy paszy
do półmiska pysznej kaszy.
Fuj, nieładnie, fuj, ohydnie.
Pasza władcy wnet obrzydnie.
Gdy obrzydnie sułtanowi,
sułtan szepnie wezyrowi,
wezyr skrobnie piórem gęsim
i odczyta: "Kęsim! Kęsim!"
Janczar szybko szablą świśnie,
paszy jucha z szyi tryśnie.
Juchą już, nie potem, broczy
Głowa się zaś jego toczy...
Tak opuścił padół pasza,
Sułtan duma "dobra nasza".
Lecz wtem węszy - potem capi!
Przepocone ma Topkapi!
15 czerwca 2021
Geniusz futbolu
Nawiązywanie do tzw. bieżączki, czyli dziejących się aktualnie za oknem wydarzeń, nigdy nie było celem środka przekazu, jakim jest ten tu blog. Blog jednak od pewnego czasu jest popsuty, można więc na karb tego złożyć niniejsze odstępstwo.
Trzy lata temu, w czasie futbolowych mistrzostw świata, współpracowałem z zespołem trzydziestoosobowym. Spośród tej ciżby, około dwudziestka dała się namówić jednemu z kolegów na turniej zakładów co do wyników kolejnych etapów mundialu. Każdy wpłacił po 50 złotych (sztucznych, oczywiście). Koniec końców ja zgarnąłem główną wygraną - kilka ładnych stów (udawanych, rzecz jasna), ze zdumiewającą trafnością typując wyniki wielu z meczów, i to nie tylko zwycięzców, ale i nierzadko precyzyjny plon goli. Włącznie z pierwszym meczem naszej reprezentacji - w którym to przypadku jako jedyny obstawiłem przegraną swojaków z Senegalem.
Co się zaś zdarzyło wczoraj? Otóż w paplaninie pośród współpracowników odnośnie do przewidywanego wyniku debiutu reprezentacji Polski na mistrzostwach Europy kilkakrotnie oznajmiłem: "2:1 dla Słowacji". Mam świadków!
Można więc śmiało przyjąć, że jestem wybitnym geniuszem futbolu - znawcą dogłębnym tego sportu. Najlepsze jednak w tym wszystkim, że tak naprawdę mam w dupie piłkę! Żadnego z tych meczów nawet nie oglądałem - pomijając już fakt, że nie za bardzo mam na czym, to chyba musiałbym dostać jakąś zachętę finansową, bądź inną, żeby gapić się na piłkarstwo.
A może to po prostu - wynikająca z wieloletniego doświadczenia - ogólna znajomość ogólnej rzeczywistości?
A może przypadek.
28 kwietnia 2021
Sąsiad skurwysyn
Wybitny paszkwil na Polskę i Polaków, ale przede wszystkim na życie w ogóle, film "Dzień świra" kończy się, jak wiadomo, pamiętną sceną modlitwy mieszkańców warszawskiego blokowiska za bliźniego:
zanim głowę do snu złożę,
modlitwę moją zanoszę
Bogu Ojcu i Synowi:
Dopierdolcie sąsiadowi!
Dla siebie o nic nie wnoszę,
tylko mu dosrajcie, proszę.
itd.
Paszkwil ma swoje prawa i gdyby mnie kto pytał, powiedziałbym, że aż tak źle nie jest... Nie mam wroga w sąsiedzie i vice versa, i to samo powiedzieć mogą zapewne rzesze rodaków.
Nasi sąsiedzi są naszymi dobrymi znajomymi - były imprezki, jakieś wspólne działania itp. To samo pamiętam z bloku rodzinnego w czasach młodości. Z drugiej strony - dosłownie i w przenośni - mieszka jakiś nieznany nam facet (za ścianą, ale z dostępem od innej klatki), który ma zwyczaj popalać na balkonie, "ananas leci smród". Cóż, więc jednak może coś jest na rzeczy...
Wielowariantowa legenda miejska, czy jak to nazwać, została mi ongiś przedstawiona w następującym brzmieniu:
Pewien gość za czasów PRLu skorzystał ze środków psychodelicznych. W trakcie tripu doznał iluminacji i objawiony mu został sens wszechrzeczy. Olśniony, by nie umknęła mu ta wiedza, zapisał esencję poznania na karteczce i odpłynął w sny. Pomny wrażeń z minionej nocy, nazajutrz chciwie sięgnął po zapiski. Widniały tam jednak tylko dwa słowa: SĄSIAD SKURWYSYN.
To z kolei jako żywo przywodzi na myśl legendę herbową znaku Jelita, godła m. in. rodu Zamoyskich, od której bierze się jego dewiza. Oto rycerz Florian Szary doznał ran w bitwie pod Płowcami - trzy krzyżackie kopie wypruły mu flaki, skąd nazwa herbu i jego wizerunek. Po walce zastał go leżącego na pobojowisku król, który z troską spytał swego rycerza, czy bardzo cierpi. To mniey boli - odparł wojownik - niż sytuacja z sąsiadem, jakiego mam. A jest to sąsiad skurwysyn.
A zatem mamy do czynienia z czcigodną, staropolską tradycją... "Pan Tadeusz", "Zemsta", "Paweł i Gaweł", "Sami swoi"... "Sąsiedzi" Grossa... Wiem, przegiąłem. Lepiej "Sąsiedzi" - czyli Pat a Mat ("A je to") z czeskich filmików.
Właśnie - jak jest za granicą?
Otóż mieszkając przez czas jakiś za niąż - było to nad morzem - natknęliśmy się w czasie spaceru na pływające w wodzie wiklinowe (a może rattanowe) fotele, o:
11 lutego 2021
U złączenia Piś
Jako mieszkańcy Nadpisia (Popisia?) podjęliśmy niedawnoś wyprawę do złączenia Piś, gdzie nas jeszcze dotąd nigdy nie było.
Płyną bowiem przez zachodnie Mazowsze dwie Pisie: Gągolina (większa) i Tuczna (mniejsza). Po pewnym czasie płynięcia łączą wreszcie swe siły w jedną, bezprzydomkową Pisię, która wpada do Bz(d)ury. Jest też co najmniej trzecia, malutka. Ale trochę dalej i ludzie nie lubią o niej mówić (jak o Biegunach Wschodnim i Zachodnim). No i jest Pisa, choć w innych rejonach kraju, to daje do myślenia od strony etymologiczno-archeotopolingwistycznej.
Samo ujście Pisi do Pisi wygląda następująco:
A gdy wykona się półpełny obrót, widzi się je tak:
Pewnym lokalnym urozmaiceniem sezonowym były onego zimnego jak sam skurczybyk dnia zamarznięte rozlewiska śródłąkowe, malowniczo malowane wiatrem i zawieją, z czego chętnie można skorzystać.5 grudnia 2020
Wiosna 2021
Napisać, że żyjemy w czasach szaleństwa i zamętu, byłoby truizmem. Pocieszające może być jeno to, iż zawsze tak było. I szaleństwo kwitło i zamęt się plenił. Jak to ujął poeta:
może czasem trochę mniejszy, ale potem jeszcze większy.
Może więc wyżej wspomniane zjawiska są bardziej obecne, niż, na przykład, w szalonych (a jednak) latach 90., lecz pamiętać należy, że zawsze może być jeszcze gorzej.
Tymczasem jednak polityka staje się tak wszechobecna, że wydaje się jakąś smołą, która rozlana wypełnia szpary i kąty dotychczas od niej wolne... Choćby tak, wydawałoby się, neutralny rejon, jak konfekcja.
Stąd też reklamowa wrzuta sklepu ciuchowego na popularnym portalu dezinformacyjnym - zgodnie z tą logiką - przybrała onegdaj taki właśnie wygląd (zrzut ekranu):
26 października 2020
25 sierpnia 2020
Kurwia - nowa nadzieja
Kurwia tytułowa już bowiem nie egzystuje. Była to przedwojenna, lokalna, mazurska nazwa wsi zwanej w wersji oficjalno-germańskiej Kurwien (właściwie nawet Wielka Kurwia, w odróżnieniu od Kurwi Małej, Klein Kurwien). Dziś miejscowość funkcjonuje pod nie budzącą zgorszenia bądź niezdrowej ekscytacji nazwą Karwica. Jest więc Karwica Duża, Mała, przysiółek Kolonia i wreszcie, co jest właściwym przedmiotem wpisu, leśna osada stacyjna: Karwica Mazurska.
Niejedyna to nawiasem mówiąc taka zmiana o znamionach lekkiej cenzury obyczajowej - w tejże okolicy można znaleźć dawne Pupy (Puppen), obecne Spychowo (że niby Jurandowe?).
U zarania lata, planując sobie palcem po mapie jakieś ewentualne welorajzy, rozpatrywałem możliwości wyskoku kolejowo-rowerowego w tamte właśnie rejony. Po przestudiowaniu połączeń przekonałem się atoli, że trudno byłoby dojechać tam z Warszawy i wrócić, i jeszcze pomiędzy uskuteczniając jakąś sensowną trasę tego samego dnia. Co więcej! Lustrując rozkład linii Olsztyn - Ełk via Pisz, miałem zupełnie jak ów pan Hilary: "...nie chce wierzyć. Znowu zerka..."
Nie byłem w stanie zlokalizować między wspomnianym Spychowem a Rucianem-Nidą stacji Karwica Mazurska!
Ejże, myślę sobie, może niektóre pociągi są jakoś przyspieszone, że na niej akurat nie stają? Ale nie - w żadnym rozkładzie nie figuruje. Sięgam więc do źródeł (wiedzy), czyli internetu. A tam - owszem, ruch pociągów Olsztyn - Ełk (via Pisz) po okresie niebytu przywrócono, owszem, wyremontowano dwa lata temu całą linię, owszem powstała nowa stacja Pisz Wschodni, owszem, wskutek konsultacji społecznych (sic!) przesunięto przystanek Szeroki Bór o prawie dwa kilometry na wschód, ale... Przy okazji zlikwidowano stację Karwica Mazurska, zlikwidowano na amen!
Poczułem jakby ktoś mi w pysk dał (ale chybił). Taka fajna stacja! Przyznam - z ręką w nocniku - nigdy osobiście z niej nie korzystałem, ale kilkakroć mijałem: i w pociągu (na linii kolejowej), i samochodem (leśną szosą, która tory przecina), a nawet i pieszo (j.w.). Stacja poniekąd legendarna.
Cóż takiego w niej wyjątkowego? No, po pierwsze - lokalizacja: pośród pięknych borów Puszczy Piskiej. Nie licząc dwóch (słownie: dwóch) domów znajdujących się w Karwicy Mazurskiej (jeden po jednej, drugi po drugiej stronie toru) oraz nie licząc nielicznych okolicznych leśniczówek, w promieniu ładnych kilku kilometrów nie ma - poza lasem - NIC! (vide mapka). Jest to (była) jedna z najbardziej bezludnych stacji kolejowych w Lechistanie. Jednocześnie jest to (była) najbliższa stacja takich miejscowych kurortów jak Zgon, Krutyń, Krutyński Piecek, Karwia, Krzyże, last but not least - leśniczówka Pranie.
Stąd się wyłania owa legendarność. Idę o zakład, że wywczasujący się w Praniu mistrz Konstanty Ildefons wsiadał lub wysiadał, albo jedno i drugie, na stacji Karwica Mazurska. Może przywożono go z Rucianego, ale z pewnością musieli korzystać z niej wyznawcy Gałczyńskiego - środowisko warszawskiego STSu: Ziemowit Fedecki, Jarosław Abramow-Newerly, Agnieszka Osiecka, Olga Lipińska, itp. - w ślady poety zasiedlający wakacyjnie wspomniane wioski. Są na to dowody na piśmie.
Andrzej Drawicz, na przykład, pomieszkiwał w Zgonie, pisał artykuły i nosił je na malutką pocztę-agencję, która w Karwicy Mazurskiej istniała - niechybnie w jednym z dwóch domów. W Zgonie notabene osiedlił się był także piewca ojczystego kajakarstwa, ojciec ww. Jarosława - Igor Newerly.
A inny Andrzej - Jarecki - popełnił nawet piosenkę z naszą stacją w tytule!
OK, najwyższe loty - na miarę choćby dzieł z Piwnicy pod Baranami - to nie są, poezja takoż, no ale piosenka ma swoje - łagodniejsze - prawa. Warto jednak odnotować wers "pociąg mknie za pociągiem"...
I jeszcze - wypis z Osieckiej (też z góry przepraszam, jest jaki jest), o Mazurach: To tam przyjeżdżaliśmy z pierwszymi dziewczynami i chłopcami, i tam, obok chichoczącej w duchu szyszki, obok oniemiałej sowy, obok zdumionej sarny szeptaliśmy swoje pierwsze "nigdy" i "zawsze", i tam przysięgaliśmy, że do końca życia będziemy wierni zagubionej w puszczy stacji Karwicy.
I ja tam jeździłem! Chociaż nie jestem pisarzem ni poetą, ni nawet tekściarzem, to i miałem swoją wakacyjną krainę - krainę dzieciństwa. A ciekawy to rejon! Może jeszcze będzie wypadało nadmienić o nim co nieco ze swojego i cudzego doświadczenia, tudzież wielkiej (tym razem) światowej literatury, co do której nie wiedziałem, że się rozgrywała po drugiej stronie Jeziora...
Na razie ad rem:
Żeby więc naocznie obadać sprawę znikniętej stacji, korzystając z wakacji i ogólnego zamieszkania, udało nam się przeprowadzić wizję lokalną.
Rzeczywiście - w czasie naszej dwukrotnej wizyty w Karwicy M. dwukrotnie pojawił się z otchłani szynobus, czy raczej SZT (spalinowy zespół trakcyjny), pojazd numer większy od szynobusu i - nie zatrzymał się! Dwukrotnie!
Jako się rzekło - stacja znajduje się pośrodku niczego (niczego sobie lasu) i prawdopodobnie ekonomiczny rachunek prawdopodobieństwa zdecydował o likwidacji przystanku, choć legendarnego, cbdu.
Mimo lata i środka wakacji nastrój mi w związku z tym faktem częściowo - skisł.
Skąd więc tytułowa - poza tytułową Kurwią - "nowa nadzieja"? A otóż i zagadało się do dziewczynki zamieszkującej jeden z (dwóch) domów Karwicy Mazurskiej. Nie omieszkałem nadmienić o moim przygnębieniu z powodu braku dawnej stacji. "Ale mają odbudowywać" - odparło na to dziewczę.
Naprawdę? W pieleszach domowych znów sięgnąłem po internet. I rzeczywiście! Ponoć istnieje nowy (przedwyborczy??) program rządowy "200 przystanków". Wśród stacyjek przeznaczonych do zbudowania od zera, odtworzenia lub remontu figuruje także Karwica Mazurska!
Nasuwa się co prawda pytanie, po co było pochopnie likwidować w pierwszej kolejności, no ale lepsze skasowanie i odtworzenie niż sama likwidacja, czyż nie.
Pozostaje więc kibicować realizacji rządowego programu, i przyglądać się, czy to wszystko prawda, a nie - na przykład - czcze mrzonki.