19 grudnia 2018

W Reszlu (zmierzyć się z prawdą)

W ludzkiej naturze leży poruszać się możliwie najmniej. Oszczędzać siły. Gromadzić energię, nie trwonić. Z drugiej strony słyszy się też, że ruch to zdrowie. Gdzie leży prawda?

Aby wyrobić sobie własny ogląd, postanowiłem któregoś letniego dnia odbyć ruch. I to na świeżym powietrzu, nie byle gdzie - w zzieleniałych płucach Polski. Krótko mówiąc: na Warmii (i Mazurach). Opracowałem trasę około stukilometrowa, Reszel - Olsztyn via Święta Lipka itp.

Nigdy wcześniej w Reszlu i okolicy nie byłem, więc tym ciekawiej nęcąco jawiła się wycieczka. Lecz w tym tkwiło też ziarno zguby. Drugie zaś (ziarno) w tym, że nie pojechałem sam, a zez z przyjacielem.


Wylądowaliśmy na miejscu po podróży pociągowej. Wszystko było początkowo w porządku: potoczyliśmy się pofałdowaną i krętą warmińską drogą od stacji do odległego o kilka mil miasteczka.

Ale









na


 miejscu











okazało się, że jednak trudno nam będzie z niego wyjechać...

Jakiś czas temu w ręce wpadła mi księga psychologiczna - nie to, bym ją czytał - ale zajrzałem - w której autor postuluje wciąż i wciąż, iż należy zmierzyć się z prawdą, by uzyskać upragnioną równowagę psychiczną. "We have to face the truth" - slogan ten w niemal niezmiennym brzmieniu punktował każdy bez mała akapit tekstu!
Przypomniała mi się ta mądralistyczna publikacja w Reszlu. Zdałem sobie sprawę, iż czas zmierzyć się z prawdą: wolimy pobyć w miasteczku, niż pedałować 100 kilometrów przez pola i lasy.

Ruszyliśmy więc zwiedzać i doznawać. Na koniec wstąpiliśmy do cukierni i skróciwszy pierwotnie zakładaną trasę o 2/3, złapali pociąg powrotny do Olsztyna, gdzie z kolei (wysiadłszy) udaliśmy się na zasłużony obiad.

Energia zachowana.

Fotoplon pobytu zaś w Reszlu - miejscu pięknym i prawdziwym - jak następuje:




















19 komentarzy:

  1. Niektórzy mają tak, a niektórzy motorki z tyłu. Ostatnimi czasy z kolegą Zgrozą planowaliśmy zwiedzić stacjonarnie Górę Kalwarię, a skończyło się na marszu przed nadwiślańskie błota ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. też tak miałem - do mostu kolejowego, niejednokroć ;-)

      Usuń
    2. a w Turowicach i Brześcach byli? bo sześć lat temu się odgrażałeś ;-)

      Usuń
    3. Most kolejowy odhaczony, ale dworki po drodze z Kalwarii minięte tylko linią autobusową podmiejską. I tak ledwo biegiem zdążyliśmy na ciapąg powrotny...

      Usuń
    4. jest do czego wracać. mnie ciągnie do Baniochy...

      Usuń
    5. A jest w Baniosze coś specjalnego? Mnie (poza wysypiskiem śmieci) kojarzy się głównie ze sklepem na moim ursynowskim osiedlu, zaopatrywanym z tamtejszego PGR. Podejrzewam, że w warunkach gospodarki wolnorynkowej był to już tylko relikt zachowany w języku mieszkańców, ale zdarzało się że mama posyłała mnie po bułki „do Baniochy”.

      Usuń
    6. nic specjalnego, ale mnie ciągnie ;-)

      Usuń
  2. Bengalski, tygrys20 grudnia 2018 16:56

    No, ale Autor pojechał...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no właśnie znowuż nie tak bardzo.

      Usuń
    2. Bengalski, tygrys21 grudnia 2018 04:16

      Ależ, ależ. Podtrzymuję, mimo aż tak równego porąbania & wszystkiego, co może można by jakoś inaczej, no i w ogóle ten.

      Usuń
    3. a zatem, panie, znakiem tego, proszę ciebie... nie wiem. pozdrawiam.

      Usuń
  3. O, to ja miałem odwrotnie w Szydłowcu. Pojechałem doń, wysiadłem na stacji i okazało się, że samo miasto jest parę km od pociągu. Na szczęście jakoś dotarłem a wyjechałem PKS-em do Kielc bez problemu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no tak, tam jest wyjątkowo daleko do stacji.

      Usuń
  4. Reszel znam, okolice też. Błąd był na etapie planowania. Trzeba było zaplabować wypad na dwa dni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pomysł niby dobry, z drugiej strony wymagający zaawansowanej logistyki tudzież targania ze sobą jakichś klamotów...

      Usuń
  5. Ooo, wreszcie starą plebanię odremontowali. Kiedyś na studiach robiliśmy projekty w oparciu o Reszel i wtedy miałam okazję odkryć to miejsce. Nawet nocowałam na zamku. Po wielu latach wróciłam odwiedzić ponownie, lepszą porą roku, żeby nie chować się po bramach przed szalejącą śnieżycą co 20 minut na zmianę z dzikim słońcem. Bardzo fajne miejsce, jak i sama Warmia. Fajnie jest nad rzeką poniżej murów, znaleźliśmy kiedyś skrót na dół, ciekawe czy ta dziura jeszcze istnieje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. też się ucieszyłem, bo choć w Reszlu byłem pierwszy raz, to ujęcie z wieży zamkowej z niszczejącą plebanią widywałem przez lata, w sieci i niesieci ;-)

      Usuń
  6. Też tak miałem w Reszlu. Dopadła mnie dziwna, wielce niezrozumiała chęć przejścia do osiadlego trybu życia 😃 Udało mi się ją zwalczyć dopiero po 40 minutach...

    OdpowiedzUsuń